piątek, 11 sierpnia 2017

Kroniki Przeszłości „Przebudzenie Mangenkyou Sharingana”

Kroniki Przeszłości

„Przebudzenie Mangenkyou Sharingana”

Chika zaliczyła kolejny cios, który posłał ją na skalną ścianę i wbił ją w natrafioną przeszkodę na dobre kilka centymetrów. Kamień trzasnął i popękał w odpowiedzi. Dziewczyna kaszlnęła krwawo. Odkruszone drobiny skalne wzbiły się w powietrze. Jasnowłosa upadła na ziemię z ciężkim hukiem. Z trudem dźwignęła się na łokciach. Drżała z wysiłku. Właściwie wyzbyła się już całego zapasu chakry. Walczyła z omdleniem. A ono niestety z każdą chwilą brało nad nią górę.
Shisui leżał nieprzytomny pod pobliskim drzewem. Z jego rozciętej głowy obficie  sączyła się krew. Był blady. Przeraźliwie blady. Nie wyglądał dobrze. W ogóle nic nie wyglądało dobrze. Wszystko z czasem szło tylko ku gorszemu.
Itachi ledwo się ruszał. Oddalony od Ochidy na odległość około trzystu metrów doskonale wiedział, że znajdywał się zbyt daleko, żeby dotrzeć do niej na czas. Wzniesiona katana opadała znacznie szybciej niż on potrafił biegać.  Niestety, wśród listy swoich technik i umiejętności nie posiada Latającego Boga Piorunów. Nie potrafił się teleportować. Co za szkoda. Bo teraz możliwe było, że przyjdzie zapłacić mu za to śmiercią przyjaciół i rodziny.
Nie zostało mu wiele chakry. Właściwie tyle co nic. Za mało nawet na zwykłą, prostą technikę, która mogłaby raczej posłużyć za atrakcję podczas rodzinnego festiwalu czarującą najmłodszych niżby faktyczną sztukę defensywną, tudzież ofensywną. Niemniej jednak musiał spróbować.
Musiał.
Musiał, nawet jeśli jego wysiłki miały okazać się karkołomne czy bezsensowne. Właściwie działał już tylko po to, żeby uciszyć swoje wyrzuty sumienia niżby dlatego, że szczerze wierzył w to, że udać mu się zapobiec katastrofie. Sam jednak fakt działania z jego strony i brak zgody na pozostanie biernym będzie przynajmniej skutkował w przywileju komfortu psychicznego, kiedy już  po fakcie, po wszystkim nie będzie zarzucał sobie, że mógł postarać się lepiej, że było jeszcze coś, co mógł zrobić, aby nie dopuścić do takowej sytuacji… Ach, na litość dobrej Kannon! Kogo on chce oszukać? I tak będzie na siebie wyklinał! Nie było innego wyjścia czy opcji! Bo prawdą było, że gdyby przyłożył się, gdyby się postarał od samego początku, to nie leżałby teraz w trawie zbroczonej własną krwią niczym rozdeptany robak. Nie musiałby oglądać, jak wrogowie pastwią się nad jego koleżanką z drużyny, kopiąc ją i wyśmiewając fakt, iż była kobietą. Przecież doskonale wiedział, jak zielonooka źle znosiła poniżenie…
Gdyby tylko nie zawalił na samym początku, wszystko potoczyłoby się inaczej. Już teraz miał o to do siebie pretensje, które w przyszłości miały tylko urosnąć w siłę. W przyszłości, w której miał stanąć ubrany w czarny, ceremonialny strój reprezentujący żałobę nad grobem dwójki wspaniałych wojowników, których życia poświęcił. Przez własną głupotę. W jej imię i ku jej uciesze.
Ostrze miecza runęło w dół. Świst katany tnącej powietrze był wręcz ogłuszający. Uchiha skupił całą pozostałą chakrę oraz swoją determinację i rozpacz w oczach. W duchu modlił się, żeby coś z tego wyszło, bo prawda była taka, że sam nie miał pojęcia, co robi, a więc było to równoznaczne z tym, że nie mógł zgadnąć, jakiego rezultatu końcowego mógł się spodziewać. Czy doczeka się przynajmniej jakiegokolwiek efektu swoich działań?
Ból był przeszywający. Krzyknął krótko, jednak został zagłuszony przez wrzask wroga, który padł na ziemię pokryty czarnymi płomieniami. Katana wypadła mu z ręki i wylądowała gdzieś w trawie. Najbliżej stojący sprzymierzeniec poszkodowanego zbliżył się do mężczyzny trawionego czarnymi językami ognia. Chciał mu pomóc, jednak nie zdołał poprawić jego sytuacji. Co więcej, płomienie rozprzestrzeniły się i objęły również jego ciało. Teraz już obaj wrzeszczeli w konwulsjach. Tarzali się po trawie, próbując ugasić ogień, jednak wszelkie ich wysiłki były daremne.
Trzeci, ostatni napastnik błędnie wywnioskował, iż atak, który powalił jego dwóch wspólników, wyprowadziła kunoichi. Wyciągając wnioski z tego, co stało się dosłownie przed chwilą, nie ruszył na pomoc kompanom, ale w zamian zdecydował się wziąć za nich odwet na dziewczynie. Rzucił się na nią z obnażonym kunaiem. Jasnowłosa jednak w porę sięgnęła po porzucony w trawie miecz i wbiła go w piszczel nacierającego. Mężczyzna wrzasnął i padł na ziemię. Wtedy Ochida dobiła go, wbijając ostrze głęboko w plecy. Trafny cios nie mógł ominąć serca.
Długowłosy był sparaliżowany przejmującym bólem, który rozniósł się niczym ładunek elektryczny po całym jego ciele. Czuł jak wszystkie jego mięśnie niekontrolowanie drżą. W głowie wybuchło mu kilkadziesiąt oślepiających, czerwonych fajerwerk bólu. W tej danej chwili gotów był wydłubać sobie oczy, byleby tylko przestać odczuwać ten okropny ból. Czy to jego była pokuta? Pokuta za to, że naraził życie sprzymierzeńców przez własną głupotę i zaniedbania?
Poczuł ciepłe stróżki spływające po policzkach. Uniósł dłonie do twarzy. Spojrzał na opuszki. Krew. Wśród krwawych łez narodził się jego mangenkyou sharingan.
Z ulgą odnotował, że jasnowłosa powoli, niezgrabnie windowała się do siadu. Wykonała krótką sekwencję pieczęci i przyzwała swojego ogromnego, białego wilka imieniem Goro. Chowaniec rozejrzał się po okolicy. Zwietrzył swąd palonych ciał i krwi. Skrzywił się i zjeżył sierść na masywnym karku. Widocznie był niezadowolony z tego, gdzie przyszło mu się znaleźć. Warknął coś do zielonookiej. Nie wyglądał na chętnego do współpracy, ale ta nie pozwoliła mu się boczyć. Pomimo swojego oczywistego stanu znalazła w sobie siłę, żeby wykłócać się z Goro. Przygniotła zwierzakiem swoją argumentacją. Wyliczała coś na palcach – zapewne powody, dla których ten powinien być jej posłuszny. W końcu wilk ustąpił. Przewrócił żółtymi, przekrwionymi ślepiami i westchnął ciężko. Dziewczyna próbowała stanąć na nogach. Ze względu jednak na stan, w jakim się znajdywała, nie była w stanie samodzielnie utrzymać pionu. Wsunęła się po skalnej ścianie i zastygła, opierając się o nią plecami. Chowaniec westchnął raz jeszcze i zbliżył się do niej na kilka kroków. Wsunął potężny pysk pod jej brzuch i przerzucił ją na własny grzbiet, pełniąc rolę tragarza.
Długowłosy poczuł ulgę, widząc tę scenę. Jednak się udało. Nie byli straceni. Uśmiechnąłby się, gdyby nie dostał szczękościsku z bólu. Wrzasnąłby, gdyby tylko był w stanie rozewrzeć szczęki. Zebrało mu się na wymioty. Jego widnokrąg zabarwiony był na czerwono. Na różowawym tle pojawiały się czarne plamy w postaci mroczków, które przypominały uszkodzenia na starej taśmie filmowej.
Zwierzę poruszało się powoli, żeby nie zrzucić z własnych pleców rannej Chiki. Wspólnie ruszyli po resztę grupy, zbierając nieprzytomnych. Odetchnął z ulgą. Pozwolił sobie przymknąć powieki. Resztę zostawiał już dziewczynie. On musiał odpocząć. Uciec od tego okropnego bólu.
Schować się w mroku, który stawał się wokół niego coraz gęstszy i coraz bardziej nieprzenikniony – w kokonie utkanym z cieni, w którym zamykał się na własne życzenie.

***

 Itachi siedział na łóżku w pokoju w wynajętym hostelu. Sam pokój mógł być niewiele większy od składziku na miotły. Niewykluczone nawet, że w przeszłości nim był, jednak właściciele przybytku wpadli na genialny pomysł, aby przerobić go na miniaturowy pokój i odliczać sobie od niego profity. W pomieszczeniu, oprócz jego samego i łóżka, znajdywała się jedynie szafka nocna i miniaturowa szafa, w której nie zmieściłby się nawet porządny trup. Jedne z jej drzwi nie otwierały się do końca, gdyż zahaczały o ramę łóżka.
Standardy czystości hostelu pozostawiały nieco do życzenia, dlatego wszędzie dookoła było pełno kurzu. W tym miejscu jakby dało się wyczuć zastój czasu… a Uchiha sam miał wrażenie, jakby stał się meblem gnijącym w jednym miejscu od niepojęcie długiego czasu. Towarzyszyło mu przeświadczenie, że na nim również kurz osiadł grubą warstwą podobnie jak i na pozostałych przedmiotach wchodzących w skład wyposażenia wynajętego pokoju.
A prawda była taka, że spędził w łóżku dopiero kilka dni. Shisui, ze względu na poważne obrażenia, zmuszony był zostać w szpitalu, co przekładało się na decyzję całej grupy o opóźnieniu powrotu do wioski. Z początku długowłosy również obudził się w klinice, jednak po zaledwie kilku podstawowych, kontrolnych badaniach niemal siłą utorował sobie drogę do wyjścia. Było mu wtedy tak słabo, iż myślał, że znowu zemdleje. Całe szczęście w tym czasie Ochida weszła mu w drogę i zaprowadziła go do hostelu wedle jego życzenia, skoro ten tak się o to awanturował. Dostał to, czego chciał.
Od tamtej pory nie wychodził z pokoju. Nie był w stanie. Migrena wywołana bólem oczu sprawiała, że cały świat bujał mu się pod nogami, a więc wątpił, żeby na długo udało mu się samodzielnie utrzymać pion. Ból wciąż nie ustępował. Nawet nie zelżał. Wciąż był tak samo porażający, więc chłopak obawiał się, że gdyby faktycznie przyszło mu stanąć na nogi, zemdlałby. Ponad to wszystko męczył go także światłowstręt, dlatego siedział przez cały ten czas przy zasłoniętych oknach. Starał się unikać otwierania oczu bez potrzeby, gdyż jego widnokrąg wciąż był delikatnie zabarwiony na różowo, nawet jeśli już dawno temu dezaktywował sharingana. W obecnym stanie zapewne nie przetrzymałby żadnej techniki wzrokowej. Rozpaczliwe rozmyślania wywołane jego własnym stanem podpowiadały mu, że gdyby porwał się na coś podobnego, mogłaby to być ostatnia rzecz, jaką przyszłoby mu zrobić w życiu.
Wciąż go mdliło. Nie wiedział jednak czy tym razem odruch wymiotny powodowany był tylko i wyłącznie bólem czy także skrajnym głodem. Bo był straszliwie głodny. Był także spragniony, ale wciąż nie mógł znaleźć w sobie na tyle sił, aby wyjść ze swojej ciemni.
Od czasu do czasu czuł, jak coś ciepłego spływa mu po twarzy. Czasami wciąż broczył krwią z oczu, ale wraz z upływem czasem zdarzało mu się to coraz rzadziej. Od czasu do czasu pojedyncza łza spływała po jego policzku. Tłumaczył sobie, że była to naturalna reakcja organizmu na niebywałą ilość kurzu w pomieszczeniu. Bo przecież nie płakał. Nie mógł.
A chciałby zapłakać. Podświadomie czuł, że może to przyniosłoby mu jakąś ulgę. Z chęcią także zacząłby krzyczeć z bólu, ale szczęki wciąż były zaciśnięte do granic możliwości.
A więc siedział tak bez ruchu z zamkniętymi oczami i pochyloną głową. Zdawało się, że czekał. Chociaż właściwie to sam już nie wiedział, na co.
- No wiesz co?! – wtem drzwi otworzyły się z rozmachem, wpuszczając do pokoju oślepiający promień słoneczny oraz świeże powietrze. – Jesteś bez serca! Żeby nie odwiedzić kuzyna w szpitalu chociaż raz! – jasnowłosa prychnęła z pogardą. – Rozumiem, że jesteś zmęczony czy tam się źle czujesz, ale mógłbyś choć raz pofatygować tą swoją Uchihowską dupę! – założyła ręce na piersi. – Wstawaj albo sama wyniosę cię do tego szpitala na kopach! Shisui chce cię zobaczyć! – poinformowała go.
Brunet jęknął żałośnie i skulił się w sobie, zasłaniając oczy dłońmi. To jednak nie dało zielonookiej do myślenia. Ta oparła się nonszalancko o futrynę drzwi i ani myślała się stamtąd ruszyć.
- Zamknij te cholerne drzwi! – warknął, kiedy w końcu udało mu się znaleźć jego własny głos.
Niezaprzeczalnie należał on do niego, gdyż wydobywał się z jego gardła, jednak brzmiał zupełnie obco. Ten głos był zachrypnięty i niski. Zupełnie nieprzyjemny w porównaniu do normalnego głosu Uchihy, którym potrafił uwodzić kobiety w Liściu. I nie tylko w Liściu…
Zdziwiona Chika jeszcze przez chwilę stała w miejscu, myśląc, że jej towarzysz żartuje sobie z niej. Kiedy ten jednak nie podnosił się i potrafił jedynie boleśnie miotać się w łóżku w akompaniamencie żałosnych jęków, spełniła jego rozkaz. Niepewnie podeszła do łóżka i przysiadła na jego krawędzi.
- Co jest? – zapytała już poważniej. Nie doczekała się odpowiedzi, jednak zauważyła, że długowłosy cały czas starał się nie otwierać oczu, mimo iż w normalnej sytuacji zapewne potraktowałby ją morderczym spojrzeniem. Czując na sobie jej wzrok zasłonił twarz dłońmi, jakby ten również go raził. Nie chciał, żeby dziewczyna oglądała go w tak fatalnym stanie. – Spójrz na mnie – odezwała się władczo. Itachi nie spełnił polecenia, więc przysunęła się do niego i siłą odciągnęła jego wciąż drżące dłonie. Nie sprawiło jej to zbyt wielkiego problemu, gdyż ten był osłabiony. – Spójrz na mnie – powtórzyła. Brunet westchnął ciężko i poddał się. Ostrożnie, powoli otworzył zaropiałe oczy i spojrzał spod ledwo rozklejonych powiek na Ochidę. – Masz zaczerwienione oczy – zauważyła. – Wpadło ci coś do oka? – zapytała beztrosko.
Długowłosy zamarł na moment w bezruchu. Miał ochotę chwycić dziewczynę za kark i walić jej głową o parapet. On tu niemal umierał w katuszach po przebudzeniu mangenkyou sharingana, a ona pytała się czy coś mu wpadło do oka?! Może jeszcze zaproponuje mu, żeby wyjąć drzazgę z palca?!
- Idź stąd – warknął, hamując się, żeby nie dodać na końcu zdania „kretynko”.
- Ale Shisui…
- I tak zobaczę się z nim później – przerwał jej.
Obecność zielonookiej  drażniła go. Już zdecydowanie wolał być sam. Poza tym nie mógł ukryć, że w jakiś sposób również jej zazdrościł. Ona już niemal wróciła do pełni sił. Zawsze szybciej odzyskiwała zdrowie dzięki demonowi, którego w sobie nosiła.
- Matko… - przewróciła oczami. – Nie znałam cię od tej strony, Uchiha – prychnęła. – Nie wiedziałam, że potrafisz się tak ze sobą cackać – cmoknęła z niezadowoleniem. – To tylko podrażnione oczy! – machnęła lekceważąco ręką. – A twojemu kuzynowi mało nie urwało nogi! Niewiele brakowało, a zostałby był kaleką! – zawołała, a jej podniesiony głos odbił się ze zdwojoną siłą w uszach jej rozmówcy. Brunet skrzywił się, kiedy wręcz słyszał jak brzmienie jej słów odbija mu się od kości czaszki, rozsadzając ją.
- Idź… - syknął.
- Poza tym Shisui powiedział, że…
- Wynocha! – wrzasnął w końcu, mimo iż miał wrażenie, że równie dobrze mógłby smagnąć się biczem na własne życzenie i odczułby mniej więcej to samo. Zdziwiona Chika zamarła w bezruchu na krótką chwilę. – Won! – powtórzył, kiedy ta wciąż nie kwapiła się do wyjścia.
Jasnowłosa spojrzała na niego, jak na nieznajomego. Naprawdę nie miała pojęcia, że Itachi potrafił odnosić się do kogoś w taki sposób. Zazwyczaj był kostyczny i wyrachowany, toteż nigdy nie mówił niczego, co nie mieściłoby się w kanonach kurtuazji. Nawet swoje docinki i drwiące uwagi ubierał w takie słowa, iż nie brzmiały one tak obelżywie jak samo sedno i znaczenie wypowiedzianego zdania. To dlatego rozmawiając z nim trzeba było nauczyć się czytać między wierszami.
Ochida podniosła się z posłania i wyszła na sztywnych nogach. Tym razem nie ociągała się jednak z zamknięciem drzwi. Nie podarowała sobie jednak już  ich trzaśnięcia, które miało manifestować jej niezadowolenie z tonu, jakim odezwał się do niej kolega z drużyny.
Uchiha westchnął ciężko. Najgorsze z tego wszystkiego było to, iż zdawał sobie sprawę, że jeszcze będzie musiał przepraszać za swoje zachowanie. Nie mogło być inaczej. Dziewczyna z pewnością mu tego nie podaruje i obrazi się na długie miesiące. W końcu miała fioła na punkcie honoru, z jakim należało się do niej zwracać. Wiele osób niedoceniało jej ze względu na to, że była kobietą. Z tej racji popadła w swoją małą obsesję na punkcie tego, w jaki sposób zwracali się do niej mężczyźni. Uparcie powtarzała, że nie da się żadnemu znieważyć.
Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią we własne udo. Zaklął pod nosem. Tak to właśnie jest z tymi przyjaciółmi! Odchodzą, kiedy są potrzebni – albo co gorsza, nawet jeszcze przeszkadzają! No bo czym są podrażnione oczu w obliczu prawie urwanej nogi? Cóż, sam nieraz był ciężko ranny i musiał przyznać, że po stokroć wolałby już stracić obie nogi, żeby tylko znów zacząć normalnie widzieć.
Zdawał sobie sprawę, że rozwijanie technik wzrokowych i nagminne posługiwanie się nimi w walce, a w końcu także przebudzenie mangenkyou sharingana prowadzą do pogorszenia się wzroku. Już teraz jego obraz był nieostry i rozmyty. Czarne plamy nie chciały zniknąć, przysłaniały pewne przedmioty, poruszały się, latając po całym pokoju i zmieniając swoje kształty. Prawda była taka, że Itachi bał się utraty wzroku. Bał się jak cholera. Bo kto niby mógłby się nie bać? Chyba tylko skończony idiota. Cóż, bez ręki czy nogi wciąż mógł sobie jakoś poradzić. Może zostałby odsunięty od służby shinobi, ale wciąż mógłby być samodzielny jako człowiek. Oczywiście nie pogardziłby jakąś pomocą przy bardziej problematycznych czynnościach, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że byłaby cała masa rzeczy, które mógłby zrobić sam. Poza tym oddział medyczny w Konoha zajmował się tworzeniem protez. Ponoć osiągali w tej dziedzinie kolejne sukcesy. Słyszał nawet o protezie ręki, przez którą chakra mogła swobodnie przepływać tak jak przez prawdziwą kończynę. Nie interesował się jednak tym tematem za bardzo, gdyż najzwyczajniej w świecie nie potrzebował takich pomocy.
Co jednak zostałoby mu, gdyby został ślepy? Właściwie niewiele. Wyjście do pobliskiego sklepu mogłoby okazać się nie lada wyzwaniem. A kiedy jednego dnia jest się geniuszem wioski, a drugiego nie można samodzielnie nawet przygotować sobie posiłku, to boli. Godzi w dumę człowieka. Sprawia, że ten popada w depresję. Poza tym jako kaleka bez jednej czy drugiej kończyny wciąż mógł zostać liderem klanu. Przecież Raikage nie ma jednej ręki – a został nie tylko głową swojego rodu, ale także jednym z pięciu wielkich Kage. Będąc jednak ociemniałym raczej wątpił, żeby był w stanie sprostać wymaganiom, jakie stawiała przed nim jego własna rodzina. Poddawał też poważnym wątpliwością możliwość znalezienia sobie żony – a to oznaczało, że już do końca życia były skazany na pomoc rodziców i Sasuke, a później jego wybranki. Kiedy matka będzie już za stara, żeby mu pomagać lub umrze, wtedy cały problem spadnie na barki jego młodszego brata. A tego nie chciał. Nie życzył sobie być kulką u nogi dla Sasuke, nie chciał go stopować. Czułby się paskudnie ze świadomością, że zrobił takie świństwo własnemu bratu.
Zasępił się. Od dzisiaj musiał bardziej uważać na swoje oczy i unikać korzystania z technik wzrokowych. Nie mógł nadwyrężać oczu. I przede wszystkim nie mógł pozwolić, aby ktoś dowiedział się o jego szybko pogarszającym się stanie.

***

Tym razem zapukała. Nie usłyszała zaproszenia do środka, ale i tak weszła. Szybko zamknęła za sobą drzwi, mimo iż na dworze było już ciemno, więc światło nie powinno być problemem dla jej cierpiącego towarzysza.
Uchiha nawet nie drgnął, kiedy weszła. Wciąż siedział w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiła popołudniu. Podeszła i położyła zakupione jedzenie oraz napoje na szafce nocnej. Przykucnęła przy krawędzi łóżka, spoglądając niepewnie na bruneta ze zwieszoną głową. Czyżby obraził się do tego stopnia, iż zamierzał ją od teraz ignorować? Wyciągnęła w jego kierunku rękę i dźgnęła go palcem w ramię. Chłopak poruszył się niespokojnie i wziął głęboki oddech. Otworzył oczy, czego zaraz pożałował i syknął, przyciskając dłonie do twarzy.
A więc jednak jej nie ignorował tylko zapadł w niespokojną drzemkę. Całe szczęście.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia, bo właścicielka hostelu twierdzi, że od kilku dni nie wychodziłeś ze swojego pokoju i nie schodziłeś na wydawane w głównych hallu posiłki – odezwała się niby obojętnie.
- D-dziękuję… - wydusił z siebie z trudem.
Dziewczyna otworzyła plastikowe opakowanie z onigiri i ułożyła je na kolanach bruneta. Sięgnęła również po butelkę z wodą i ją także mu podała. Długowłosy zaczął łapczywie pić.
Usiadła na podłodze, żeby zostawić mu więcej miejsca. Przyglądała się, jak Itachi po omacku sięga po ryżowe trójkąty. Zwróciła również uwagę na jego długie, rozpuszczone włosy w nieładzie, które były już przetłuszczone u nasady. Czyli on faktycznie właściwie nie ruszał się z miejsca przez te wszystkie dni… Poczuła się z tą myślą źle. W ostatnim czasie przesiadywała przy Shisuim, pocieszając go i zabawiając rozmową, żeby ten się nie nudził leżąc w szpitalnym łóżku, zupełnie bagatelizując przy tym drugiego kompana. Jeszcze nigdy nie widziała bruneta w takim stanie. Chłopak nigdy nie był modnisiem, jednak dbał o siebie i swój wygląd na tyle, aby prezentować się z klasą. Ciemne włosy zawsze nosił związane w niskiego kucyka. Może nie miał w zwyczaju witać codziennie u stylisty, ale nigdy nie chodził także roztrzepany. Zauważyła, że jego wymięte ubranie również było nieświeże. Drżące dłonie i szczęka, kiedy w końcu próbował coś przełknąć, wskazywały na odwodnienie. Mogły być także oznaką borykania się z wciąż doskwierającym bólem. Zdecydowanie powinna zainteresować się nim wcześniej…
- Przepraszam… - mruknęła w końcu. – Za… dzisiaj… - uciekła gdzieś spojrzeniem, nawet jeśli ten na nią nie patrzył, gdyż wciąż miał zamknięte oczy.
- Co powiedziałaś Shisuiemu? – zapytał.
- Że wciąż źle się czujesz, dlatego nie przyszedłeś – odparła zgodnie z prawdą.
- Nie podałaś dokładnego powodu, żadnych szczegółów? – dopytywał.
- Nie… - przełknęła z trudem, jakby właśnie przyznała się do czegoś bardzo złego.
- I dobrze – skinął głową. – Nic mu nie mów – polecił.
- Dlaczego? – zdziwiła się. – Przecież to nasz kapitan, a w dodatku twój kuzyn! On się o ciebie martwi! – zawołała. Zbeształa się zaraz za uniesienie głosu, gdyż po minie długowłosego mogła wywnioskować, że spotęgowała tym jego migrenę. – Dobra, nic nie powiem… - burknęła w końcu. – Ale jeśli wciąż coś ci dolega, to powinieneś pójść do szpitala – wydała swoją opinię.
Przez krótką chwilę Itachi rozważał taką możliwość, ale co mogliby mu poradzić w szpitalu na to, że jego wzrok pogarszał się za sprawą jego technik wzrokowych i kekkei-genkai? Na to nie dało się w żaden sposób zaradzić. Co mogli mu powiedzieć w takiej sytuacji? Polecić, żeby monitorował swój stan zdrowia poprzez regularne wizyty u okulisty? Dobrać mu okulary? Teraz po prostu musiał przecierpieć swoje. W starych, rodzinnych zwojach znalazł przecież informacje, że przebudzenie mangenkyou sharingana bywało bolesne. Gdyby istniały jakieś sposoby na uśmierzanie bólu wywołanego ewaluacją kekkei-genkai na wyższy poziom, z pewnością zostałyby one opisane w którymś ze zwojów znajdujących się w rodzinnej bibliotece. A on przeczytał je wszystkie. I nie było tam nawet wzmianki na ten temat.
Poza tym nie zamierzał obnosić się z faktem, iż udało mu się posiąść mangenkyou sharingana. To mogłoby okazać się problematyczne. Jego ojciec z pewnością sam się domyśli, jednak reszta nie musiała o tym wiedzieć.
Podejrzewał, że w obecnej chwili cierpiał tak, dlatego że jego ciało wciąż nie było przystosowane do mangenkyou sharingana. Zapewne będzie musiał nauczyć się nim posługiwać, tak jak to było w przypadku zwykłego sharingana. Pamiętał, jak przebudził go na jednej z misji z Shiuim, kiedy przyszło im zetrzeć się w walce z ANBU. Skręcił wtedy kostkę, gdyż jego mózg wciąż nie przyjmował wystarczająco szybko informacji, które dostarczały oczy. Kiedy używał sharingana między tym, co odbierały oczy, a między tym, co odbierał mózg pojawiała się wolna luka, którą im bardziej próbowało się zasklepić, tym łatwiej było o uraz lub kontuzję. Domniemał, że teraz miało być podobnie i z mangenkyou sharinganem. Pamiętał, że po przebudzeniu sharingana przez kilka następnych dni również bolała go głowa i męczył go lekki światłowstręt. Nie było to jednak porównywalne z tym, co czuł teraz. Niemniej, dowodziło to jednak faktu, że rozwijanie technik wzrokowych zawsze wiązało się z pewną dozą bólu.
- Shisui zostanie w szpitalu jeszcze przez tydzień – poinformowała go. – Wtedy przyślą kogoś z wioski, żeby przetransportował nas do Liścia i Shisui będzie się już kurował w naszym szpitalu – wyjaśniła. – A więc jeśli chcesz robić ze swojego stanu zdrowia jakąś tajemnicę, to masz tydzień, żeby doprowadzić się do porządku – oświadczyła. – Więc proponuję zabrać się do tego od zaraz. Jak już się najesz i napijesz to polecałabym prysznic, na przykład – parsknęła zdławionym śmiechem.
Cóż… Chłopak zdawał sobie sprawę, że mimo wszystko nie była to zła rada. Z chęcią wziąłby kąpiel, jednak w jego obecnym stanie mogło okazać się to problematyczne…
- Mogę ci pomóc – Ochida zaoferowała się. – Znaczy!... – zająknęła się. – Nie myśl sobie nie wiadomo czego! – zastrzegła. – Po prostu mogę ci pomóc dojść do łazienki, bo widzę, że jesteś osłabiony – sprostowała.
W gruncie rzeczy Itachi nie lubił korzystać z cudzej pomocy, gdyż czuł się wtedy słaby i ubezwłasnowolniony. Próbował być tak niezależny i samodzielny, jak to tylko było możliwe, ale rozumiał, że czasem trzeba było przyjąć pomocną dłoń. Robił to niechętnie, ale zdawał sobie sprawę, że nie powinien obnosić się ze swoim nastawieniem, gdyż to mogłoby odrzucić jasnowłosą, sprawiając, że następnym razem, kiedy on faktycznie nie mógłby się obejść bez jej pomocy, ta mogłaby zdecydować się mu jej nie udzielić.
- Dziękuję… - mruknął w końcu.

***

Siedziała za plecami Uchihy i czesała jego mokre włosy. Właściwie to mogła zostawić mu to zadanie, bo przecież ręce miał sprawne, ale… Najwidoczniej wyrzuty sumienia z powodu, iż przez ostatnie kilka dni zajmowała się jedynie Shisuim, pchnęły ją do nadgorliwości.
Ze zdziwieniem musiała przyznać, że zajęcie to wcale nie było takie złe. Sama zazwyczaj miała niemały problem, żeby uporać się z własnymi włosami, jednak te należące do chłopaka były zadziwiająco miękkie w dotyku i łatwe do ujarzmienia. Splotła je w luźny warkocz, tak, żeby te mogły wyschnąć przez noc, ale żeby przy tym także nie skołtuniły się. Stwierdziła, że brunet wyglądał całkiem nieźle w warkoczu…
- Gotowe – zakomunikowała i chciała się odsunąć, jednak długowłosy odchylił się na jej bark, uniemożliwiając jej to. – Hej! Co z tobą? – obruszyła się.
Itachi znów odpłynął do krainy snów i przysnął. W normalnej sytuacji zielonooka po prostu zrzuciłaby go z siebie, jednak nie teraz. Zdawała sobie sprawę, że w jego stanie sen jest niezbędny do powrotu do pełni sił. Ponad to był wytchnieniem od męczącego go bólu, więc nie chciała go budzić. Przyciśnięta do ramy łóżka i niemal unieruchomiona westchnęła ciężko, zastanawiając się, co zrobić. Chłopak wciąż spał dość płytko. W końcu zdecydowała się go delikatnie z siebie zepchnąć, tym samym kładąc go w pozycji leżącej. Ostrożnie przeniosła jego głowę z własnego biodra na poduszkę. Starała się być przy tym tak delikatna, jak to tylko było możliwe. Starała się również względnie nie wydawać żadnych dźwięków, żeby go nie obudzić. Przez to wszystko aż się zasapała i nieźle zmęczyła.
Ostatnią uwięzioną przez Uchihę jej kończyną była lewa noga. Próbowała ją wysunąć spod jego ciała, kiedy ten niespodziewanie przerzucił przez nią rękę i przyciągnął ją do siebie. Mruknął coś sennie do siebie, po czym Ochida mogła już tylko poczuć równomierny oddech swojego towarzysza na karku.
Teraz więc pozostawało tylko pytanie czy ten faktycznie porwał się na ten ruch nieświadomie, w sennym afekcie? Czy może znowu aż nie tak do końca?
Chika nie zastanawiała się nad tym. Kiedy sama przyłożyła głowę do poduszki poczuła się bardzo senna. Poddała się zmęczeniu, ale obiecała sobie, że wyniesie się z pokoju długowłosego jeszcze przed wschodem słońca.
Na pewno tak zrobi.

***

Zapukała drugi dzień z rzędu, mając nadzieję, że chłopak już się obudził. Rano nie udało jej się wynieść przed wschodem słońca, tak jak to sobie obiecała, ale wciąż udało jej się wynieść z pokoju zanim ten się obudził. W jego towarzystwie poczuła się jakoś dziwnie rozluźniona. Spało jej się wręcz błogo. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz zasypiała i budziła się z takim poczuciem bezpieczeństwa i jakimś dziwnym uśmiechem, który sam pchał jej się na usta. Nie rozumiała, dlaczego szczerzyła się jak głupia do sera, ale nie mogła przestać. Może podświadomie naśmiewała się z fanek Itachiego, które ten zostawił w wiosce? Te pewnie dałyby się pokroić za możliwość spędzenia nocy z Uchihą – nawet jeśli pod tym terminem nie miało kryć się nic zbereźnego, a oni mieliby tylko dzielić wspólnie miejsce do spania. Gdyby ktoś postronny dowiedział się o tym, co miało miejsce między tą dwójką podczas zeszłej nocy, dziewczyna z pewnością mogłaby mieć nie lada nieprzyjemności za sprawą rozjuszonego fandomu długowłosego.
- Hej – przywitała się, wchodząc do środka. Jej towarzysz już nie spał. Znów smętnie siedział w tej samej pozycji. W geście przywitania jedynie minimalistycznie skinął jej głową. – Przyniosłam ci krople do oczu, które dostałam w pobliskiej aptece – zakomunikowała.
- Dzięki… - wychrypiał.
Itachi źle się czuł ze świadomością, iż był zmuszony dziękować koleżance z drużyny tak wiele razy w tak krótkim czasie.
- Nie wiem czy to pomoże na twoją przypadłość, ale lepsze to niż nic – podała mały pakunek głównemu zainteresowanemu i przysiadła na skraju łóżka. – Jak się czujesz? – zapytała kontrolnie.
- Lepiej – przyznał.
Teraz, kiedy nie doskwierał mu już głód i pragnienie faktycznie czuł się nieco lepiej. Poza tym prysznic też zrobił swoje. Sprawił, że ten czuł się lepiej sam ze sobą i trwał w większym komforcie zarówno psychicznym jak i fizycznym.
- Tak też wyglądasz – pocieszyła go. Między nimi zapadła niezręczna cisza. Uchiha nigdy nie był typem gaduły, więc prowadzenie z nim spontanicznej rozmowy o niczym było znacznie trudniejsze niż z jego kuzynem. – To… To wszystko przez tę nową technikę? – zapytała w końcu. Długowłosy zdziwił się w pierwszym momencie, ale ostatecznie przytaknął. – Trenowałeś to we własnym zakresie? – dopytywała. – Nie chwaliłeś się, że opanowałeś nową sztukę… - zauważyła. – A wyglądało to naprawdę imponująco – przyznała z uznaniem.
„Nie chwaliłem się, bo do niedawna sam nie byłem świadom, że jestem w stanie zrobić coś podobnego…” – przeszło mu przez myśl. W odpowiedzi jednak znów ograniczył się do skinięcia głową.
- Ta technika… Czy ona ma wpływ na twój pogarszający się wzrok? – zapytała.
Brunet spojrzał zdziwiony na swoją rozmówczynię. Najwidoczniej nawet bez większej wiedzy na temat technik, jakimi posługiwali się członkowie jego rodu, ta mogła się domyślić, w jakim kierunku to wszystko zmierzało. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zgadnąć, co się działo z użytkownikiem technik wzrokowych, kiedy ten ich nadużywał. A więc kłamstwo nie wchodziło w grę. Byłoby zbyt oczywiste. Jasnowłosa zorientowałaby się, że ten specjalnie chce zrobić z niej idiotkę i ukrywa coś przed nią. Przy gorszym obrocie spraw mogłaby również uznać, że jej nie szanował, uważając, że nie jest wystarczająco inteligentna, aby domyślić się prawdy na własną rękę. Jeszcze gotowa byłaby się obrazić za takie posunięcie… Lepiej było jej nie okłamywać i potwierdzić jej słuszne domysły – bo w gruncie rzeczy tylko tego szukała. Potwierdzenia z jego strony.
- Tak… - przyznał niechętnie.
- Ale o tym również mam nie wspominać Shisuiemu? – zgadywała.
- Byłbym zobowiązany, gdybyś nic mu nie mówiła… - zgodził się. Zielonooka westchnęła.
- Tajemniczy z ciebie typ, Uchiha – przewróciła oczyma. – Ale to twój wybór. Nic mu nie powiem – obiecała.
Długowłosy nie wątpił, że kuzyn z czasem również domyśli się, co oznaczały jego nowe zdolności w walce, ale póki co wolał możliwe opóźnić tę nieuniknioną kolejność rzeczy. W czasie, kiedy on rozmyślał o tym, jak ukryć przed światem fakt o zdobyciu mangenkyou sharingana, ona odwróciła się do przyniesionej ze sobą torby i coś z niej wyciągnęła.
– Masz – podała mu następny pakunek. Ten przyjął go w dłonie, spoglądając na niego niepewnie. – To okulary – wyjaśniła. – Może nie są najlepiej dobrane, bo je również kupiłam w pobliskiej aptece, ale w chwili obecnej wydaje mi się, że one także są lepsze niż nic – wyraziła swoją opinię. – Po powrocie do wioski powinieneś sprawić sobie porządne okulary, ale póki co te muszą ci wystarczyć – wzruszyła ramionami niby obojętnie.
Itachi rozpakował podarunek i wyjął z pudełeczka parę prostych okularów w czarnych oprawkach. Przyjrzał im się krytycznie, po czym niepewnie wsunął je na nos. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Przedmioty i ich krawędzie nie były już rozmyte. Były wyraźne i precyzyjne jak ostrze sztyletu w odpowiednich rękach. Takie jak powinny być.
Spojrzał na Chikę i aż zamrugał kilkakrotnie. Ochidzie nie umknęła ta gwałtowna reakcja, dlatego zaraz się nachmurzyła.
- Chcesz mi powiedzieć, że twój wzrok stał się tak słaby, że już nawet nie wiedziałeś, jak wyglądam? – podniosła nonszalancko jedną brew.
- Nie, nie! – zaoponował szybko, machając rękami w powietrzu. – Znaczy… - zająknął się, rumieniąc nieco. – Wyglądasz… inaczej… - wydukał, z powrotem spuszczając spojrzenie na posłanie.
- W jakim sensie „inaczej”? – zdziwiła się.
Chłopak przyjrzał się jej jeszcze raz. Teraz, kiedy rysy jej twarzy nie były już tak rozmyte, zdał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do tego, co mu się wydawało, jasnowłosa miała drobną twarz w kształcie serca. Ponad to jej oczy były dużo większe i miały o wiele bardziej intensywną barwę. Jej włosy mogły poszczycić się zdrowym blaskiem, który przyciągał spojrzenie. Jej skóra była nieskazitelnie gładka i blada. Aż chciało się wyciągnąć rękę, żeby przesunąć po niej opuszkami palców…
Była piękniejsza niż mógłby przypuszczać.
Właściwie dopiero zdał sobie sprawę, że nigdy przedtem nie patrzył na nią jak na kobietę. Zapatrywał się na zielonooką jak na shinobi, na kompana z drużyny, sprzymierzeńca… ale jakimś cudem najwidoczniej pozwolił sobie pominąć ten istotny fakt, iż przy okazji, a może nawet przede wszystkim była dziewczyną.
Naprawdę ładną dziewczyną.
Była drobnej postury, mimo iż szczyciła się siłą, której pozazdrościć mógłby jej niejeden facet. To pewnie ze względu na połączenie jej budowy ciała oraz jej delikatnej urody ludzie nie podejrzewali, że mogła być dobrym wojownikiem. A przecież w istocie była. Ludzie byli zwodzeni przez jej wygląd. Jej uroda zapewne była także przyczyną, dla której wielu mężczyzn interesowało się nią i próbowało zdobyć jej względy. Nie oznaczało to jednak, że ona była równie chętna jak i oni.
- Tak… ogólnie – mruknął w końcu. – Jesteś… wyraźniejsza… - uśmiechnął się nieporadnie.
- Aha… - skwitowała dziewczyna, kiwając głową.
Całe szczęście nie wyglądała na niezadowoloną z usłyszanej odpowiedzi. Może jedynie… trochę zawiedzioną… Możliwe, że sama spodziewała się usłyszeć coś innego…

***

- W porządku? – zapytała widząc krzywą minę Uchihy. – Może zrobimy sobie przerwę? – zaproponowała. – Nie przeforsowuj się. Wciąż nie odzyskałeś jeszcze pełni sił – zauważyła.
Itachi westchnął ciężko. Niestety musiał się zgodzić. Potrzebował odpoczynku po wielogodzinnym marszu. Przed nimi wciąż jeszcze długa droga powrotna do Liścia, więc nie mógł sobie pozwolić na omdlenia w trasie. Musiał usiąść. Złapać oddech.
Shisui po tygodniu został teleportowany do szpitala w Konoha przez specjalny oddział medyczny. Medycy nie byli jednak w stanie przenieść aż trzech osób na raz, dlatego pozostała dwójka, która została uznana za „zdrową i zdatną do drogi” musiała dotrzeć do wioski pieszo. Brunet wciąż ukrywał swój stan zdrowia, który jednak wciąż pozostawiał nieco do życzenia, choć niezaprzeczalnie zwracał się ku lepszemu.
Shinobi zebrali chrust i rozpalili niewielkie ognisko na zboczu traktu. Usiedli w miarę blisko siebie, żeby się ogrzać. Wyjęli z toreb suchy prowiant oraz wodę, w którą zaopatrzyli się przed wyruszeniem w trasę. W ciszy zjedli swoją minimalistyczną kolację.
Zapadł już zmierzch. Długowłosy zadarł głowę i spojrzał w niebo. Zmrużył oczy. Gwiazdy wyglądały dziś jakoś inaczej…
W końcu zdecydował się wyjąć okulary w bocznej kieszeni torby. Wsunął je na nos i spojrzał w niebo raz jeszcze. Tak, teraz było zdecydowanie lepiej. Teraz gwiazdy wyglądały tak, jak je zapamiętał. Nie były już tylko bezkształtnymi, rozlanymi plamami świetlnymi. Teraz przynajmniej mógł je rozróżnić. Jedne świeciły mocniej, inne słabiej; jedne wydawały się być większe, inne mniejsze. Bez okularów wszystkie wyglądały identycznie. I były zamazane.
- Nawet pasują ci te okulary – skomentowała.
- Są przydatne… - przyznał z bólem. – Dziękuję za nie.
- Proszę – odparła i również wbiła spojrzenie w niebo.
Uchiha zdał sobie sprawę, że zawsze traktował Chikę jak innego mężczyznę. Ludzie mówili, że pomiędzy sposobem myślenia kobiet a mężczyzn była ogromna różnica. Kiedy spoglądał tak na nią ukradkiem, kiedy siedziała oświetlona pomarańczowym blaskiem dochodzącym z ogniska wpatrzona w gwiazdy, pogrążona we własnych rozmyślaniach, zastanawiał się, o czym mogła myśleć… Czy między nimi faktycznie mogło być tak wiele różnić, jak to zazwyczaj było między zwyczajną kobietą i mężczyzną? Koniec końców brunetowi wydawało się, że nie dzieliło ich znowu tak wiele. W końcu działali w jednej drużynie od dłuższego czasu. Walczyli ramię w ramię, a więc zmuszeni byli nauczyć się rozszyfrowywać tę drugą osobę bez słów. Ponad to oboje byli ninja. To nieco zmieniało postać rzeczy w jego opinii.
Przygryzł wewnętrzną stronę policzka. W jakiś sposób czuł się niekomfortowo, kiedy spoglądał na swoją towarzyszkę. Czuł się pokonany. Bezużyteczny. Głupi. Drażnił go fakt, iż musiał przyjąć tyle pomocy z jej strony, jednak tego nie okazywał. Poprzysiągł sobie, że kiedyś spłaci swój dług wdzięczności. Odpłaci się za jej dobroć. Następnym razem, kiedy ona będzie w tarapatach, to on wyciągnie do niej pomocną dłoń.

Nie wiedział tylko, że ona swoje wyczyny miała za nic. Wydawały jej się naturalnymi odruchami. Ponad to sama uważała, że ma całą listę zobowiązań wobec bruneta za liczne sytuacje, w których to on jej pomagał. Czuła mu się tak samo dłużna jak i on jej w tej samej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz