sobota, 11 lutego 2017

Rozdział V

ROZDZIAŁ V


Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok. Znów nią targnęło, zebrało jej się na wymioty, jednak nie miała już nawet sił krzyczeć, kiedy skażona chakra wypełniła jej ciało raz jeszcze. Z przerażeniem odnotowała, że tuż nad nią i ciałem Uchihy unosi się potężna postać shinigami. Bożek śmierci w ceremonialnej, szerokiej szacie trzymał szeroko rozłożone ręce. Spod białego materiału wyglądała zsiniała skóra. Nastroszone, białe, długie włosy okalały suchą twarz o ostrych rysach ściągniętych w wiecznym wyrazie złości. Spomiędzy długich pasm u szczytu czoła wystawały dwa, zakręcone rogi. Czarne oczy o złotych tęczówkach spoglądały nieprzyjaźnie, chłodno, bezlitośnie. Sczerniałe, ostre zęby zostały ukazane w szyderczym uśmiechu. W ustach shinigami trzymał sztylet służący do rozdzielania ciała i duszy zmarłego.
Przerażona kunoichi otworzyła usta w bezbrzeżnym szoku. Broda drżała jej ze strachu, podobnie jak i dłonie. Bożek śmierci sięgnął jedną ręką po sztylet, a drugą wyciągnął w stronę bruneta. Zanurzył kościstą dłoń o ostrych, czarnych pazurach w jego klatce piersiowej, zupełnie tak jakby sięgał w toń wody. Długowłosy drgnął, a z jego ust popłynęła wąska stróżka krwi. Shinigami powoli zaczął wyciągać duszę z ciała chłopaka.
- Nie… Nie… Nie… - nieświadoma Daichi powtarzała w kółko jedno słowo, nie mogąc uwierzyć w to, co widziała. Nie mogła przyjąć do wiadomości, że ten horror był realny. – Nie! – krzyknęła w końcu. – Do cholery, nie! – wrzasnęła zrozpaczona. Chwyciła za poły ubrania bruneta i próbowała odciągnąć go od bożka śmierci, jednak jej wysiłki były daremne. Walcząc z mroczkami i porażającym bólem, zwróciła się do własnego demona. – Pomóż mi! – zaskomlała żałośnie.
W jednej chwili przestała zwracać uwagę, do kogo tak właściwie zwróciła się ze swoją prośbą. W chwili obecnej gotowa była błagać o pomoc nawet i samego diabła, jeśli tylko to mogłoby ocalić długowłosemu życie.
Demon stał na polu bitwy i przyglądał się całemu zajściu z umiarkowanym zaciekawieniem. Przekrzywił głowę z ptasią maską, przez co wyglądał jak ogromne ptaszysko, które nie było pewne co do tego czy znalezisko było jeszcze w stanie nadającym się do zjedzenia. Z całej jego postaci biła postawa wskazująca na to, że nie zamierzał się mieszać w tę sytuację.
Zielonooka spojrzała na niego z takim wyrzutem, że ten aż cofnął się o krok. Przez jej umysł przelała się fala myśli pełna bólu i rozgoryczenia. Ten skulił się w sobie pod naciskiem myśli i emocji dziewczyny, których był świadom z racji tego, iż wspólnie stanowili pełen byt. Był częścią jej świadomości, a ona jego. W jakiś sposób byli odseparowanymi, niezależnymi postaciami, a przy tym jednak nierozerwalnie złączonymi istotami, które wiele razem łączyło. Demon wiercił się niespokojnie w miejscu, obserwując wysiłki jasnowłosej.
Postać przyozdobiona w mrok spojrzała ponad  Ochidą na shinigami, który powoli wyciągał duszę z ciała bruneta. Nie zostało mu już dużo czasu. Rozejrzał się po smętnym krajobrazie zniszczonym przez toczącą się walkę. Biorąc pod uwagę fakt, iż znalazł się bezpośrednio w tym samym wymiarze co bożek śmierci i przyszło mu stanąć z nim twarzą w twarz, a także po tym, że jego człowiek bezpardonowo pchał się naprzeciw samej śmierci, próbując udaremnić jej działania, doprowadził go do jednego, niezbyt pocieszającego wniosku. Umrze. Jeżeli Daichi umrze, on także. W końcu byli zależnymi bytami. Nie mogli istnieć oddzielnie. Po chwili zastanowienia doszedł więc do wniosku, że to chyba jednak nie był najlepszy czas na żywienie urazy i obsesyjne afiszowanie się z tym z własnymi boleściami. Konflikt między nim a kunoichi nie został zażegnany, jednak żeby dalej mógł trwać w najlepsze, do tego potrzebne było, aby oboje byli żywi. A shinigami raczej nie zamierzał ich oszczędzać. W takim wypadku nie pozostawało mu już nic innego jak schowanie swoich uraz do kieszeni i naiwne liczenie na to, że jeszcze kiedyś przyjdzie czas na to, żeby wyegzekwować stosowne reparacje za poniesione krzywdy i zniewagę.
Demony z natury były niepokornie i nie lubiły nikomu się podporządkowywać. Ten szczególny demon został postawiony między młotem a kowadłem. Mógł podporządkować się śmierci, a więc zginąć lub też zastosować się do woli zielonookiej i postawić się bożkowi. Walka z shinigami była absolutnie bezsensowna i można było ją porównać do porwania się z motyką na księżyc, jednak sama ta wizja dawała chociażby teoretyczną szansę na coś dalej. Po śmierci nie było już nic. Obstając po stronie Ochidy demon mógł przynajmniej żywić nadzieję, że uda im się jakoś wyjść z opresji, a więc po tym wszystkim wciąż będzie na nich czekać coś. Coś – niezdefiniowana przyszłość, a raczej nierealne, pobożne życzenie, marzenie o przyszłości należące do osoby, której przyszło się żegnać z własnym żywotem przedwcześnie. Niemniej, „coś” zawsze było lepsze niż „nic”.
Opór kunoichi i jej sprzymierzeńca był raczej buńczuczną postawą niżby faktycznie planem możliwym do zrealizowania, jednak w obecnej sytuacji żadne z nich nie zamierzało się cofać. Oboje stawiali się dla zasady. Nie odpowiadała im kolejność rzeczy zesłana przez los, więc mieli prawo wyrazić swoje niezadowolenie. Nawet jeśli miała to być ostatnia rzecz, jaką przyjdzie im zrobić w tym życiu.
I w jakimkolwiek innym też.
- Dziękuję… - szepnęła zdziwiona nagłą zmianą postawy jej towarzysza.
Doceniała jego gest. Oboje z góry byli spisani już na straty, więc właściwie niczym nie ryzykowali. A to oznaczało, że można było iść na całość. Nawet jeśli oznaczało to, że mieli porwać się na kompletną głupotę i nonsens. Komu jednak było to oceniać? I kto mógł na to narzekać? Wszak i tak nie mogli już nikogo zranić swoją rażącą postawą.
Zdecydowali się walczyć dla siebie. Dla swoich własnych przekonań. Dla lepszego samopoczucia, które gwarantowała im świadomość obstawania przy swoich ideałach aż do samego końca.

***

Kunoichi odskoczyła od jasnowłosej, kiedy ta nagle padła na ziemię, a symbol na jej ręce nie dość, że na powrót stał się intensywny to w dodatku zaczął się rozrastać, obejmując kolejne partie jej ciała. Dziewczyna otworzyła usta w niemym okrzyku, a jej oczy wywróciły się do góry białkami. Żyły nabrzmiały i znów przybrały ten nienaturalny, ciemny kolor. Ciało naprężyło się. Włosy w jednej chwili zaczęły tracić barwę, stając się śnieżnobiałe. Jej palce ryły w uklepanej, zbroczonej krwią ziemi. Ciało wygięło się w łuk niemalże pod niemożliwym kątem.
I upadło.
Głęboki pomruk wydostał się z gardła Daichi. Przestraszona kunoichi odsunęła się na bezpieczną odległość. W tym czasie opatrzona gigantyczną klątwą, która rozrosła się na niemal całe jej ciało, dziewczyna podniosła się z ziemi i stanęła na nogach. Spojrzała w niebo i zawyła niczym zranione zwierzę. Jej głos szybko jednak uległ zmianie. Z żałosnego zawodzenia zmienił się w pełen ślepej furii ryk dzikiej bestii, aż w końcu z jej gardła dało się jakby słyszeć wydobywające się kilka osobnych głosów na raz. Jej aura stała się jeszcze mroczniejsza i bardziej przerażająca, wręcz przytłaczająca.
A to był dopiero początek.
Dało się wyczuć, że Ochida dopiero zbiera siły, gdyż jej postać z czasem zdawała się być coraz potężniejsza. W końcu spojrzała wprost przed siebie i zaczęła krzyczeć w kilku językach na raz, zupełnie tak jakby oskarżała jakąś niewidzialną postać. Ziemia pod nią pękła, przez co ta stała teraz w wybitej przez własną siłę dziurze.
Schyliła się i dotknęła podłoża ręką. W tym miejscu pokazał się symbol. Kunoich z daleka rozpoznała, że była to pieczęć. Z początku spodziewała się jakiejś niesamowitej techniki przywołania, jednak szybko okazało się, iż była to pieczęć wiążąca. Pieczęć rozrosła się do ogromnych rozmiarów, a nad nią zamknęła się półprzezroczysta kopuła. W tym samym czasie w końcu dziewczyna dostrzegła, z kim zamierzała zmierzyć się Daichi – jej przeciwnikiem był shinigami.

***

Rozrzuciła ręce na boki, stając w pozycji, która jakby sugerowała, że jasnowłosa zmierza objąć bożka śmierci. Jej ciało absorbowało niewyobrażalne ilości energii. Jej przeciwnik zmrużył wielowiekowe oczy, próbując ocenić, co tym razem za wariat próbował stanąć na drodze przeznaczenia, zawrócić czas i zmierzyć się ze śmiercią osobiście. Szybko ocenił, że nie ma przed sobą jedynie kolejnego zdesperowanego człowieka. Za powłoką ludzkich słabości kryło się coś więcej, co właśnie wychodziło z ukrycia. Shinigami rozpoznał demoniczną aurę przeciwnika, marszcząc brwi. Starcie dwóch demonów? Oto czego się doczekał… kto by pomyślał, że coś podobnego może się kiedykolwiek zdarzyć?
Demony nie posiadały własnej chakry tak jak ludzie. Swoją nadzwyczajną siłę czerpały z otoczenia, gdyż ich ciała były przystosowane do absorbowania chackry natury. Z tej racji niemalże dysponowały ich nieskończonymi zasobami. Bożek śmierci zrozumiał, że to starcie może zająć mu nieco więcej czasu niż zwykłe rozprawienie się ze zwykłym człowiekiem. Co za upierdliwa sprawa… Cóż, każdy może mieć czasem dość swojej roboty, prawda?
Ochida odrzuciła głowę w tył, wrzeszcząc przy tym przeraźliwie, jakby wykrzykując niebu wszelkie zarzuty i niesprawiedliwości, które spotkały ją przez całe życie. Nieboskłon w odpowiedzi stał się popielaty i smętny, zupełnie tak jakby zawstydził się pod siłą nacisku argumentów Daichi. Chmury zaczęły się kołować, tworząc wir nad wznoszącą się kopułą bariery. Ziemia pod stopami zielonookiej zaczęła się rozsypywać i przybrała barwę popiołu. Rośliny obumierały, kładły się na martwej ziemi. Ograbiona ze swej nieprzebranej energii natura kruszyła się, zmieniała w popiół. Wszystko wokół stawało się szaro-czarne, przytłaczające i zionące szczerą rozpaczą.
Oczy dziewczyny zmieniły się. Białka sczerniały, źrenice zwęziły się, a tęczówki przybrały kolor niezaschniętej, świeżej krwi. Czerwono-czarne żyły, które rozchodził się od kąciku oczu nabrzmiały. Włosy w krótkiej chwili od nasady aż po same końce stały się śnieżnobiałe. Przygotowania już prawie zakończone.
Wtem czarna pieczęć wyrysowana na poszarzałej ziemi rozbłysła słabo chorobliwym blaskiem. Na linii zewnętrznego kręgu pojawiło się pięć klonów, które symbolizowały pięć głównych żywiołów. Każdy z nich przypominał swoją formą dziewczynę, jednak nie były to klony podobne do klonów cienia. Te z łatwością dało się odróżnić od pierwowzoru, gdyż ich zadaniem nie było odciągnięcie uwagi przeciwnika lub danie czasu na ucieczkę użytkownikowi techniki. Zdecydowanie były one narzędziem defensywnym niżbym ofensywnym. Wszystkie wyglądały jak upersonifikowane, sformalizowane żywioły utkane z ognia, wiatru, błyskawic, ziemi i wody.
Przygotowania zakończone. Czas rozpocząć bal. Taniec ze śmiercią. Danse macabre.
Bożek śmierci przestał interesować się duszą Itachiego. Wypuścił ją ze szponiastych łap, a ta z powrotem wskoczyła do pokiereszowanego ciała, co zmusiło bruneta do przeciągłego, żałosnego jęku. Jego ciało drgnęła i wyprężyło się z bólu.
Ochida ryknęła wściekle. Sama jej furia wywołała falę energii, która wzbiła popiół w powietrze. Szara, powoli opadająca zasłona zawisła na ogrodzonym od reszty pola bitwy terenie, przez co osoby znajdując się na zewnątrz nie mogły dostrzec, co działo się w środku.
Pierwszy wyskoczył klon utworzony z żywiołu wiatru. Rozpostarł szeroko ręce, przez co potężny podmuch powietrza wypełnił zamkniętą kopułę ustawionej bariery. Shinigami nie ruszył się z miejsca, jednak zmuszony był zmrużyć oczy i osłonić twarz. Spodziewając się ataku, próbował dostrzec nadchodzące zagrożenie, jednak to pojawiło się szybciej niżby mógł się spodziewać. Klon żywiołu ziemi wypchnął ze spopielonej gleby klona utkanego z ognia, który momentalnie stracił postać kunichi, którą przybrał i ponownie zmienił się w nieokrzesany, niekontrolowany płomień. Wspierany przez wiatr zaatakował szatę demona, który nic sobie z tego nie zrobił i pozostał niezmiennie statyczny.
Popiół nasiąkł wodą, a klon z żywiołu wody zniknął z pola widzenia bożka śmierci. Woda szybko zmierzała w jego kierunku, a kiedy była już wystarczająco blisko, z brudnej, szarej kałuży wystrzeliły dwie ręce, które oplotły kostki shinigami. W tej samej chwili przez wodę przebiegł ładunek elektryczny za sprawą klona utkanego z błyskawic, który stał po drugiej strony niewielkiej areny walki i zanurzył ręce stworzone z samych wyładowań elektrycznych w cieczy. Wszystkie żywioły współpracowały ze sobą nawzajem.
Klon żywiołu ziemi wykorzystał sytuację chwilowego unieruchomienia demona i podniósł dwie, ogromne płyty skały, miażdżąc między nimi bożka śmierci. Kamienne płyty przypominały na szybko skleconą trumnę.
To jednak nie był koniec. W tym momencie zaatakować zdecydowała się rozwścieczona Daichi, która dysponowała mocą innego pokroju niż piątka żywiołów. Panowała nad energią samą w sobie, zmieniała materię i jej formę. Dziewczyna złączyła obie ręce z głośnym klaśnięciem i zacisnęła je najmocniej jak tylko potrafiła, przy czym sama mało nie połamała sobie kości. Złączone dłonie przypominały coś na kształt prymitywnej pieczęci, które były niezbędne do posługiwania się różnymi technikami ninja. Ściśnięta materia za jej sprawą w końcu ustąpiła miejsca próżni.
Nikt nie powinien przeżyć zsynchronizowanego ataku pięciu żywiołów i demona dysponującego materią. Na całe nieszczęśnie bożek śmierci nie był osobą a bytem. Nie był ani żywy, ani martwy. Wszak w końcu był śmiercią, prawda?
Shinigami wyłonił się spomiędzy skalnych płyt niczym duch, niczym dym i ponownie przybrał formę demona o posiniałej skórze ubranego w białą, ceremonialną szatę. Nie widać po nim było nawet jednego zadraśnięcia. Biały materiał nie został uszkodzony czy chociażby poplamiony. Tak, ta walka zdecydowanie zapowiadała się dość uciążliwie…

***

- Kim lub czym ona jest…? – zapytał jeden z shinobi wioski Liścia, który odnalazł kunoichi z grupy Itachiego i przykucnął przy niej, wskazując na zadymioną kopułę.
- N-nie wiem… - wydukała z trudem kobieta.
- Co się tak właściwie stało? – zapytał, aby następnie splunąć krwawą śliną. – Dlaczego wpadła w taki szał i z kim się tam odgrodziła? – dopytywał.
- Wydaje mi się… Wydaje mi się, że coś stało się Uchiha-san – wyjaśniła niepewnie. – Przez moment nie wyczuwałam jego chakry – dodała, gdyż była ninją sensorycznym. – Ale teraz znów słabo ją wyczuwam, choć jest mocno przytłumiona przez pałającą niesamowitą energią Daichi-san…
- Więc stanęła w obronie Itachiego? – zdziwił się. – Ale z kim ona tam walczy? Kto był na tyle potężny, żeby pokonać Uchihę?
- Zdaje mi się… zdaje mi się, że ona walczy z… z shinigami… - wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Że co?! – ryknął mężczyzna. – Czy ty jesteś niepoważna?! – huknął, a zaraz potem przewrócił się i usiadł, gdyż potężne wstrząsy sprawiły, iż stracił równowagę.

***

Klon utworzony z żywiołu wody został przecięty na pół krótkim ostrzem służącym do rozdzielania duszy od ciała. Strumień wody chlusnął na spopieloną ziemię, jednak już się nie odrodził. Wsiąkł w popiół, pozostając jedynie mokrą plamą.
Walka z bożkiem śmierci była idiotyczną decyzją. Dziewczyna wiedziała o tym jeszcze zanim się na nią zdecydowała, ale przecież nie mogła stać z założonymi rękami. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś bezkarnie odebrał życie jej przyjacielowi. Nawet jeśli tym kimś miała być sama śmierć. Po prostu musiała się postawić, spróbować coś zrobić. Od tak dla zasady. Zdesperowana chciała chociażby pokazać swój opór wobec wrogiego demona. Nie mogła po prostu odwrócić się plecami i udawać, że nic nie widzi, że nic ją to nie obchodzi. Odwrócić się plecami i czekać, aż w końcu te zostać rozorane przez ten sam sztylet, gdyż na polu walki przeciwko regularnej armii kraju Ziemi nie miała żadnych szans. Mogła czekać spokojnie na śmierć albo zrobić coś głupiego i niedorzecznego.
Odpowiedź była jasna i tylko jedna właściwa.
Wnętrze bariery, którą sama wzniosła, wypełnione było śmiercią w każdym tego słowa znaczeniu. Śmierć unosiła się w powietrzu, dostawała się do jej ciała wraz z każdym trującym oddechem, ogarniała i otulała ją zewsząd, naciskała na nią, przygniatając do ziemi, a także stała przed nią i szczerzyła się w ten pokraczny sposób, prezentując przy tym swoje sczerniałe kły. Tym razem naprawdę zostało już mało czasu.
Ochida padła na kolana, dysząc ciężko. Nie kaszlała już krwią, ta nie zbierała się jej już w ustach. Zamiast tego z jej gardła sypał się popiół. Czuła wszechobecny rozkład i destrukcyjną siłę shinigami, z którym nie mogła się przecież równać. W ustach miała tak sucho jak jeszcze nigdy. Oddałaby królestwo za łyk wody, jednak z drugiej strony towarzyszyła jej dziwna świadomość, że ciecz zamiast zwilżyć spękane usta, wsiąknęłaby w nią niczym klon utkany z żywiołu wody w spopieloną ziemię, zamieniając ją w szarą, plastyczną masę.
W gruncie rzeczy, szare błoto. A przecież była czymś znacznie bardziej wartościowym. On też był. Itachi nie zasługiwał na przemianę w nic nieznaczącą garstkę popiołu.
Spojrzała na swoje blade, drżące dłonie, które zdawały się poszarzeć. Rany na ich wewnętrznych stronach nie były już krwiście czerwone, lecz odznaczały się ciemniejszym odcieniem szarości. Wszystko było szare. No może z wyjątkiem jej przyszłości. Ta zdecydowanie malowała się w odcieniach czerni.
Jej ciało stało się kruche i sypkie, zupełnie jakby była figurą ulepioną z piasku. Niestety, mokry piach wysechł na słońcu, przez co rzeźba zaczęła się osuwać, sypać, niszczeć i pękać. Przyjrzała się głębokiemu pęknięciu na przedramieniu, które przypominało dziurę wyszarpaną nożem w kartonie. Wiele podobnych do tego znaczyło całe jej ciało, przez co ciężko było jej się poruszać. Najbardziej doskwierało to znajdujące się na twarzy, które przecinało prawe oko oraz nos oraz to na klatce piersiowej w okolicach serca. Czas uciekał.
Demon, z którym się sprzymierzyła, nie panikował, nie robił jej wyrzutów. Starał się z całych sił i widać, że przez krótki czas nawet nieźle się bawił, kiedy po raz pierwszy został uwolniony. Teraz jednak nikomu nie było już do śmiechu. Wśród jego emocji Daichi nie mogła doszukać się żalu czy rezygnacji. Demon był pewny, iż podjęta przez nich wspólnie decyzja była słuszna tak samo mocno jak i ona.
Cichutki szmer przesypującego się popiołu brzmiał niczym piasek odmierzający czas w klepsydrze, przypominał o jego upływie. Czas było sięgnąć po ostateczną broń. Skoro wszyscy mieli i tak tu pomrzeć, to dlaczego niby nie w taki właśnie sposób? Dość dramatyczny, aczkolwiek heroiczny?
Ciekawe czy bożek śmierci był kiedyś w piekle, nie? Cóż… pewnie nie. W końcu wizja piekła, sposób, w jaki to było postrzegane, był bardzo subiektywny, personalny dla każdej żywej istoty. Niezależnie od doświadczenia shinigami w tym zakresie, teraz przyszło mu znaleźć się w prywatnym piekle człowieka i demona, którzy na siłę zostali osadzeni w jednym ciele.
Szarość zniknęła. Zastąpiła ją bezkresna i wszechobecna biel. Zdumiony zmianą scenerii demon rozejrzał się wokół siebie, orientując się, iż wdepnął na niepewny grunt. Umiejętności prezentowane przez dziewczynę i jej nieludzkiego pomocnika świadczyły o tym, iż tej dwójce udało się bardzo precyzyjnie połączyć, niemalże tworząc w danym momencie symbiozę.
Kiedy bożek śmierci spojrzał znów przed siebie, ujrzał drzwi. Czarne, ogromne, metalowe odrzwia przyozdobione misternymi, fikuśnymi ornamentami, które przywodziły na myśl motywy roślinne oraz nabijane ćwiekami długości ludzkiego palca. Drzwi były zamknięte. Dla pewności opleciono je gęsto łańcuchami, jednak to nie powstrzymało Ochidy i jej demona. Bezceremonialnie szarpnęli za metalowe ogniwa, zrywając je. Szczęk pękających łańcuchów brzmiał niesamowicie złowieszczo i dźwięcznie, niemalże ogłuszająco w niczym niezmąconej ciszy bezkresnej bieli.
Łańcuchy opadły, a ciężkie odrzwia otworzyły się leniwie. Dziewczyna stała przed nimi statyczna niczym posąg, mimo iż złowieszcza aura i niepokojące wibracje przyprawiały o dreszcze nawet samego shinigami. Ostatnia bariera została przełamana.
Niech się teraz dzieje, co chce.
Spróbujmy zabić śmierć.
A co tam, raz się żyje, nie?
Gęsta niczym melasa, czarna masa wypłynęła z wnętrza, które wcześniej blokowane było przez nabijane ćwiekami drzwi. Bulgocząca, parkująca maź wylała się niczym zaspa śnieżna pod nogi Daichi, zalewając ją po same kolana i tym samym unieruchamiając. Bożek śmierci drgnął, orientując się, z czym miał do czynienia.
Z czystym złem, odwiecznym źródłem sporów i niekończących się powodów do rozlewania krwi. Z kwintesencją nienawiści.
Kunoichi i jej demon musieli być niesamowicie zdesperowani, zrozpaczeni i przepełnieni po brzegi nienawiścią, skoro udało dotrzeć im się wspólnie aż tutaj. Co więcej, udało im się także wciągnąć bożka śmierci przed oblicze samego serca nienawiści.
Dziewczyna odwróciła się nadzwyczaj powoli. Ciemna masa pięła się po jej nogach niczym pędy kwiatów po pergolach. Cienkie niteczki parującej mazi oplatały ją całą i wbijały się w ciało, jak gdyby serwując jej serię drobnych zastrzyków.
Przez wieczność nie działo się nic.
A potem wieczność wybuchła i ryknęła wściekle.
Wrzask Ochidy wstrząsnął bezkresną bielą, powodując jednocześnie, że bulgocząca masa wylała się z odrzwi wielką falą tsunami. W czasie krótszym niż mrugniecie oka dotarła ona do shinigami. Demon walczył, ciął wyskakujące ku niemu czarne pęta zakończone połyskującymi, rozgrzanymi iglicami, ale nawet on nie mógł się równać z kwintesencją nienawiści. Wszak był tylko jednym z jej rezultatów. Nie mógł mierzyć się z czymś tak potężnym, niejako z własnym protoplastą.
Drobne niteczki oplatające ciało Daichi szybko przybrały na grubości. W krótkiej chwili zaczęły przypominać pulsujące liny służące do cumowania łodzi, przez co wyglądało, jakby kunoichi była pożerana przez ogromnego pasożyta. Bo w sumie tak było. W końcu nienawiść była żywą istotą i powoli, lecz równomiernie ogarniała ją już od dłuższego czasu.
Była rozrywana coraz dotkliwiej, przez co dookoła sypał się z jej zeschniętego ciała popiół. Nie krzyczała jednak z bólu. Ogłuszający, dziki ryk pełen był frustracji i złości. Nienawiści. Niewielkie nakłucia przerodziły się w okropne rany. Wijące się macki parującej mazi wykwitały z jej nóg, rąk i klatki piersiowej niczym osobliwe, obrzydliwe kwiaty przebijając ją na wskroś. Im bardziej ruchliwe owe kwiaty były, im większe się stawały i im więcej bólu przysparzały Ochidzie, tym bliżej znajdywały się swojego celu.
Bożek śmierci walczył zażarcie, jednak szybko został zepchnięty do ofensywy. Już dawno stracił przewagę i właściwie był na przegranej pozycji. W końcu jakby poirytowane macki kwintesencji nienawiści obwinęły się wokół jego nadgarstka. Kolejne wytrąciły mu sztylet, którym się bronił. Shinigami zdążył jeszcze zauważyć jak czarna masa rozrywa brzuch dziewczyny, tworząc w jego miejscu kolejny, odrażający wykwit, który znacznie przerastał swoich poprzedników. Zaraz potem ostrze, które zatopiło się w bulgoczącej mazi wystrzeliło w górę jakby kierowane przemyślanym ruchem i odcięło lewą dłoń demona. Ten wrzasnął przeraźliwie, jednak jego wrzask był niczym w porównaniu do tego, który cały czas wydobywał się z gardła kunoichi. Trysnęła krew. Posoka wsiąkała w maź, która zdawała się ją chętnie pochłaniać. Z ust Daichi popłynęła ta sama parująca, gęsta masa, która wylała się falą z czarnych drzwi. Oczy wywróciły jej się sczerniałym białkiem do góry. Wykwity praktycznie rozerwały doszczętnie jej lewą część ciała, przez co jej ręka zwisała smętnie na ochłapach skóry, które się zachowały. Wprost z jej ramienia wysuwały się macki, które wiły się jak szalone strzelając na wszystkie strony, plącząc się ze sobą i bijąc nawzajem. Ciecz spływała jej po brodzie i dalej po wyeksponowanej szyi, gdyż głowa bezwładnie opadła jej do tyłu. Ogromne, pękające bąble przywodziły na myśl czyraki.
Koniec.
Macki nienawiści owinęły się wokół postaci bożka śmierci i ciągnęły go w stronę powoli zamykających się odrzwi. Zabierały ze sobą również Ochidę. Nie zamierzały nikogo oszczędzać.
Koniec ostateczny.
Nie ma już nic.
Nawet śmierci.
Nastało coś znacznie gorszego od niej.
Uchiha z trudem rozlepił suche, zaropiałe oczy. Nawet oddychanie przychodziło mu z trudem, ale przecież nie mógł pozwolić, żeby to wszystko tak się skończyło. Świat bez śmierci? Kto to widział, kto to słyszał, kto to potrafiłby sobie wyobrazić? I co najważniejsze, kto by chciał w takim świecie żyć?

Wychrypiał z trudem zaledwie pojedyncze słowo i z powrotem zamknął oczy. Tym razem, wydawałoby się, że na zawsze…

3 komentarze:

  1. Dziękuję za powiadomienie mnie, obiecuję, że jak znajdę więcej czasu, to wpadnę z powrotem przeczytać Twoją twórczość !
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, to znowu ja, wybacz, że tak długo zajęło, ale nareszcie znalazłam odrobinkę czasu, by przeczytać rozdział <3

    Poprzedni rozdział był niczym horror, ale ten teraz też xD Bardzo fajnie piszesz, łatwo mogę sobie wszystko wyobrazić, gładko mi się czyta.

    Shinigami był naprawdę bardzo trudnym przeciwnikiem. Czyżby Ochida również miała zginąć? Wydaje mi się, że nie... Poza tym Itachi oprzytomniał na chwilę, ale też i w jego przypadku, nie wyobrażam sobie, by zginął.

    Tak w ogóle, to ostatnie wersy, opisy o śmierci, sprawiły, że miałam gęsią skórkę... xD

    Nie mogę się doczekać, by przeczytać dalszą część. Proszę, nie zapomnij mnie powiadomić!

    Pozdrawiam!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma żadnego problemu, cieszę się, że w ogóle przeczytałaś i skomentowałaś ♥♥ i oczywiście że ci się podobało ♥♥♥
      No cóż, przyznać muszę, że nie mogę zabić własnych bohaterów, bo wtedy musiałabym przestać pisać x''D (no chyba, że zabawiłabym się w Orochimaru i Edo Tensei x''pp). Nie chcę zdradzać zbyt wiele, bo myślę, że następne wydarzenia będą bardzo ciekawe, więc... w póki co właściwie nic ci nie powiem ^^''
      Oczywiście będę o tobie pamiętać ♥♥♥

      ~Kita-pon

      Usuń